„Moje postanowienia na 2017 rok? Zrealizować cele z 2016 roku, które powinienem osiągnąć już w 2015, bo obiecałem to sobie w 2014, a planowałem w 2013.” Brzmi znajomo? Dla mnie również. Dla mnie, dla Ciebie, dla koleżanki z pracy czy dla sąsiadki z bloku obok. Tylko czasem trafi się w tym gronie kilka wyjątkowych osób, które choć tak jak Ty czy ja mają co roku postanowienia - są to nowe postanowienia, rozwijające i świeże – a nie te niespełnione sprzed roku czy o zgrozo kilku lat. W tym roku obie postanowimy inaczej – ja Tobie, a Ty mi. Choć nie czekamy na millennium czy nawet, jeśli nie czekamy na jakąś wyjątkową datę w swoim życiu to możemy sprawić, by faktycznie 2017 był inny, wyjątkowy, lepszy. Gotowa? Jeśli jeszcze nie – mam nadzieję, że po przeczytaniu tego artykułu taka właśnie będziesz!
Pisz, notuj, zapisuj – postanowienia noworoczne muszą stać się rzeczywistością
Tak samo jak słowo ciałem się stało kilka dni temu, tak samo aby obietnice noworoczne miały szansę bytu powinny zamienić się z myśli i słowa na czyn. Niemniej jednak o wiele łatwiej będzie to zrobić, jeśli je spiszesz. Właściwie tą poradę możesz znaleźć w każdym takim poradniku. Dlaczego? Bo to ma sens! Jeśli to możliwe nie ograniczaj się do spisania postanowień w smartfonie. Dobrze wiesz, że nie będziesz na to zerkać. Sięgnij po bardziej tradycyjne sposoby, jakimi są kalendarzyk czy pamiętnik. Dla tych mniej intymnych postanowień możesz pójść o krok dalej i dać je w bardziej widocznym miejscu – na tapecie komputera, lodówce czy nawet w antyramie na ścianie. To działa! Skąd to wiem? Bo choć raczej udaje mi się spełniać te mniejsze aniżeli większe postanowienia, to właśnie w dużym stopniu dzięki tej taktyce.
Krok po kroku i nieco bardziej kreatywnie
Co roku myślisz/zapisujesz: będę mieć więcej czasu dla siebie, dzieci, męża. Schudnę. Nauczę się nowego języka. Zacznę oszczędzać. Będę przyjemniejsza i bardziej pomocna dla innych. Błąd. Jeszcze raz błąd. W ten sposób nie zajdziesz nigdzie, a co najwyżej do punktu w którym znów wpadniesz w złość i frustracje. Podziel to na mniejsze kroki. Nie odstraszaj się. I niech to będą kroki bardziej kreatywne.
Dla przykładu:
- Nie: Schudnę → Ale: Będę pić więcej wody/Zacznę jeść pożywne śniadanie/Będę jeść słodycze raz w tygodniu.
- Nie: Będę mieć więcej czasu dla siebie → Ale: 2 razy w tygodniu pójdę na półgodzinny spacer/Raz w miesiącu wybiorę się do spa/Raz w tygodniu znajdę czas na dobry film.
- Nie: Nauczę się czegoś nowego → Ale: Zapiszę się do szkoły językowej/Kupię sobie książkę kucharską/Raz w tygodniu wypróbuje nowego makijażu.
I tak dalej. Sama widzisz, że to jest mniej przerażająca, bardziej skonkretyzowana i tym samym – możliwa do osiągnięcia wizja. Spróbuj!
Nie tylko styczeń, ale cały rok
Dobrze – spisałaś, podzieliłaś na mniejsze kroki postanowienia i na początku stycznia ostro wzięłaś się do pracy, by mniej więcej w lutym, a w najlepszym przypadku – marcu dać sobie spokój. To takie typowe, prawda? Ale jest na to sposób. Podziel sobie powyższe cele na zadania do zrobienia w danym tygodniu czy maksymalnie miesiącu. Spisz spodziewane efekty, jakich możesz się spodziewać, co dobrego z tego wyniknie + ustal sobie nagrodę za swoje wysiłki. Może być materialna, ale nie musi. Cokolwiek chcesz, coś co Cię będzie motywować. I dąż do tego, do swojej małej wielkiej nagrody. Na końcu grudnia niech czeka Cię coś naprawdę wyjątkowego! Jeśli Twoim głównym celem 2017 jest np. zrzucenie 7 kg to nagrodami raz na miesiąc mogą być jakieś małe odskocznie od diety albo coś zupełnie nie związanego z odchudzaniem. Natomiast w grudniu ukoronowaniem Twoich wysiłków niech będzie ta kiecka w której będziesz wyglądać jak milion dolarów po rocznym wysiłku. Spisz, zapisz, kontroluj. Możesz też dawać sobie kary – ale chyba jednak lepiej skupić się na nagrodach. To zależy od tego, co Cię bardziej motywuje.
Ja mam już swój pomysł na 2017 a Ty? Mam nadzieję, że za rok o tej porze obie będziemy przed tą mega nagrodą. Spróbuj, bo warto, a w chwilach zwątpienia zajrzyj tutaj po więcej motywacji.